Tytuł: Świąteczny książę/A christmas prince
Gatunek: Komedia romantyczna/komedia/romans
Rok produkcji: 2017
Reżyseria: Alex Zamm
Scenariusz: Nathan Atkins
Produkcja: USA
W rolach głównych: Rose McIver, Ben Lamb, Alice Krige
Dziennikarka Amber (Rose McIver) pracuje w gazecie plotkarskiej. Poprawia teksty swoich kolegów, skraca je, obcina, a czasem nawet pisze na nowo. Nieoczekiwanie dostaję szansę od redaktor naczelnej gazety. Zostaje wysłana do Aldovii, aby napisać artykuł o księciu Richardzie (Ben Lamb), który do świąt Bożego Narodzenia musi podjąć decyzję o tym czy przejmie po ojcu tron. Po śmierci króla Richarda trwa okres bezkrólewia, a jego syn ciągle pojawia się w kolorowej prasie i cały czas jest nazywany playboyem, zimnym dupkiem i podobnymi ogólnikami. Redaktor naczelna chce, aby Amber jako jedyny wolny pracownik udała się do Aldovii, by zebrać potrzebne materiały do napisania artykułu o, być może, przyszłym władcy małego państewka w Europie. Amber nie chętnie opuszcza ojca w święta i udaje się do Europy na planowaną przez pałac konferencję prasową. Ta jednak zostaje odwołana, a Książę nie pojawia się nawet na chwilę. Zrozpaczona Amber postanawia wkraść się do pałacu, żeby nie wrócić z pustymi rękami. Będąc w jednej z komnat zostaje nakryta przez osobą z służby. Jak skończy się historia Amber?
***
Dlaczego ZNOWU piszę o komedii romantycznej? Hm, dobre pytanie, już spieszę z odpowiedzią. Skoro mamy okres świątecznej gorączki naszła mnie ochota na oglądnięcie jakiegoś świątecznego filmu, ale nie chciałam żeby była to opowieść smutna lub tragiczna czy też brutalna jak na przykład "Zły Mikołaj". Wpisałam więc w wyszukiwarce frazę: "Christmas movies" i w okienkach wyskoczyły mi filmy o tematyce świątecznej. No prawie wszystkie, nie wiem co tam robiła "Szklana pułapka", ale dobra, mniejsza o to. Znalazłam w zakładce film z 2017 roku, stosunkowo nowy, bo nawet nie wyszedł miesiąc temu. Stwierdziłam brzmi fajnie, no to oglądnę.
Zacznijmy może od gry Rose Iver. Szczerze mówiąc nie było to coś oszałamiającego, ale na pewno nie była to też tragedia. Było... normalnie, może nie ciekawie, ale przede wszystkim zabawnie. Taki był zamysł postaci. Amber miała być lekką niezdarą, ciągle dążącą do swojego celu, który jest dla niej bardzo ważny. Część z Was może kojarzyć tą aktorkę z serialu "iZombie" czy z serialu "Once", gdzie występowała gościnnie jako Dzwoneczek. Mnie jej gra nie porwała, ale Rose Iver jest na prawdę godną uwagi aktorką, może kiedyś zaskoczyć nas bardzo pozytywnie.
Książę Richard, w którego wciela się Ben Lamb znany z chociażby występu w "Niezgodnej" czy w drugiej części "Iluzji". Richard uchodzi za oschłego, zimnego dupka, kobieciarza i osobę, dla której nie liczy się władza. Chociaż rzeczywistość jest inna tak kreuje go praca. Ogólnie postać Richarda jest interesująca, Ben Lamb jest ciekawym aktorem. Warto go śledzić, tak samo jak jego ekranową partnerkę w tym filmie, a może za niedługo zacznie grywać w kasowych filmach, kto wie?
A co z historią? No tutaj już nie jest tak kolorowo jakby się mogło wydawać. Scenariusz bardzo przypomina filmy "Książę i ja", "Pamiętniki księżniczki" czy "Bicie serc". Tak na prawdę to wszystkie te filmy zostały zmiksowane i dodany do nich został tylko temat świąt. Cóż nie można mieć wszystkiego. To chyba jeden z głównych minusów tego filmu - historia nie jest oryginalna, jest powielana, no, ale ok, szansę trzeba dać.
Praca kamery też całkiem dobra - zdjęcia świetne, zwłaszcza tych zimowych krajobrazów. Niestety nie znalazłam informacji gdzie film powstawał poza Nowym Jorkiem, ale mimo wszystko i tak jest na co popatrzeć.
Ciekawe role drugoplanowe. Ciekawe, ale jednocześnie jednolite: ojciec-dobra rada, konkurent-dąży do celu za wszelką cenę, lalusia-która chce być u władzy, mimo wszystko, matka-mądra królowa. Z tego schematu wyłamuje się chyba tylko księżniczka Emily, która nie jest typową księżniczką.
Podsumowując: Film nie jest zbyt inteligentny. Typowa propozycja na święta dla miłośników lekkiego, niezbyt trudnego kina. Dla wymagających widzów to będzie jakaś tragedia, armagedon, koniec świata, apokalipsa i jeszcze parę takich, ale film został stworzony w duchu świąt, coś na miarę polskich "Listów do M.". Czy warto oglądnąć ten film? Według mnie warto, zwłaszcza kiedy chcecie oderwać się od szarej codzienności i nabrać trochę pozytywnej energii. Sam Netflix uważa, że ten film to jakaś tragedia i kompletne nieporozumienie, ale mimo wszystko produkcja ciągle zdobywa nowych fanów. "Świąteczny książę" jest filmem na prawdę trudnym do oceny, dlatego jeżeli na prawdę musiałabym go ocenić dałabym mu 2,5/5 gwiazdek, równą połówkę.
Jak Wy oceniacie film ogólnie? Co Wam się podobało a co nie przypadło Wam do gustu? Podoba się czy wręcz przeciwnie? Dajcie znać w komentarzach.
Dream Wave
źródło grafiki: filmweb plakat 1 - http://1.fwcdn.pl/po/74/74/797474/7817993.3.jpg
0 komentarze:
Prześlij komentarz