Tytuł: Samotnicy/Singles
Gatunek: Dramat/Komedia/Romans
Rok produkcji: 1992
Scenariusz: Cameron Crowe
Reżyseria: Cameron Crowe
Produkcja: USAW rolach głównych: Bridget Fonda, Campbell Scott, Matt Dillon
Seattle, początek lat 90. Linda Powell (Kyra Sedgwik) opowiada o swoich doświadczeniach życiowych - cieszy się, że w końcu ma własny dom, nie musi mieszkać z koleżankami czy obcymi współlokatorami. W końcu jest na swoim. Pewnego dnia, jak jej się wydawało, poznała pewnego młodego Hiszpana. Zakochała się, ale okazało się że to typowy kobieciarz. Od tego momentu Linda postanowiła dać sobie z facetami spokój. Zaraz po poznaniu Lindy przechodzimy do poznawania kolejnych bohaterów. Wszystkich, poza Lindą - łączą dwie rzeczy: mieszkają w jednym miejscu i kochają grunge. Perypetie młodych ludzi w trakcie rockowej rewolucji, kiedy wszystko było na opak, kiedy światem rządziła muzyka z prawdziwego zdarzenia.
***
Szczerze mówiąc to kolejny film, na który trafiłam przez przypadek. Kiedy uczyłam się grać na gitarze, mój "nauczyciel" Kacper (kilka lat starszy ode mnie) zaczął mnie uczyć grać piosenek Pearl Jamu. Wtedy nie przywiązywałam do nich wielkiej wartości, ale do niektórych rzeczy trzeba po prostu dorosnąć.Oglądając film dokumentalny o Pearl Jamie pt. "PJ20", który ukazał się z okazji 20-lecia zespołu przewinął się tam tytuł tego i wspomnienia Eddeigo Vedera, który opowiadał, że podczas imprezy promującej film, zorganizowanej przez MTV schali się na scenie niesamowicie, co było dla wszystkich zaskoczeniem, bo to przecież takie fajne, grzeczne, miłe chłopaki.
Wracając do filmu - Cameron Crowe stworzył historię kilkunastu osób, którzy szukają miłości w zwariowanym Seattle, tak jak wcześniej wspomniałam w erze Grunge'a. Jest to przede wszystkim komedia, ale główni bohaterowie przeżywają również życiowe tragedię, jak na przykład Linda, która w wyniku wypadku samochodowego traci dziecko.
Szkoda mi trochę Janet. Postać Bridget Fondy jest zakochana w muzyku, który gra w zespole o nazwie Citizen Dick. Nazwa mówi sama za siebie. Dziewczyna na prawdę stara się by Cliff zwrócił na nią swoją uwagę, ale nic z tego nie wychodzi. Dopiero gdy Cliff traci Janet orientuje się, że nie potrafi bez niej żyć.
Jak już wcześniej wspomniałam w filmie udział wzięli przedstawiciele muzycznej sceny ze Seattle: Eddie Vedder, Jeff Ament, Stone Gossard, Mike McCready, Dave Krusen, Layne Staley, Jerry Cantrell, Mike Starr, Sean Kinney, Chris Cornell, Matt Cameron, Ben Shepherd oraz Kim Thayil
Jedyną irytującą postacią w tym filmie była postać Hiszpana, który pojawił się w początkowej części filmu. Ja na prawdę rozumiem, że obcokrajowcy mają problem z angielskim, ale ten aktor to jest na prawdę jakieś nieporozumienie. Najgorsza osoba z całej obsady! Wyć mi się chciało, kiedy słyszałam jak mówi i kiedy widziałam jak gra.
Sam reżyser przyznał, że film powstał dzięki właśnie tym zespołom, to chyba jedyny film, do którego najpierw powstała ścieżka dźwiękowa, a nie scenariusz. Ciekawostką jest to, że jedynym zespołem, który nie wyraził zgody na udział w filmie była... Nirvana. Kurt Cobain zapytany w obecności pozostałych członków zespołu dlaczego nie wyraził zgody powiedział, że to przecież tylko, jakiś głupi film. Dave Grohl i Kirst Novoselic nawet nie byli chyba w temacie.
Scenariusz na prawdę bardzo ciekawy, nie jest to głupi film, ale na pewno taki bardzo poważny, czy ciężki to on nie jest. Cameron Crowe na prawdę postarał się, żeby zrobić coś ciekawego i umieścić to w idealnym czasie. Pod względem tego, że jest to film, w którym ścieżka dźwiękowa jest oparta na ciężkim, brudnym rocku, co nie było trochę bardziej popularne niż obecnie - box office w samych tylko Stanach przyniósł ponad podwójny zysk - film kosztował 9 milionów dolarów, a zarobił 18,5 miliona dolarów. To tylko pokazuje, w jaki idealny czas trafił Crowe wypuszczając "Samotników"
Kamera początku lat 90. Szczerze mówiąc nic specjalnego, ale może to tylko moje wrażenie, bo nie mam dostępu do filmu w lepszej jakości.
Reasumując "Samotnicy" to komedia, ale nie odbiega od rzeczywistości. W filmie pojawiają się również ludzkie dramaty, a całego smaczku dopełnia cudowna muzyka prawie całej "wielkiej czwórki" ze Seattle. Nic dodać nic ująć, tylko oglądać.
Jak Wam podobają się"Samotnicy"? Czy Was przekonuje ten film, czy może to tylko kolejna komedia romantyczna? Dajcie znać w komentarzach!
Dream Wave
źródło grafiki:https://consequenceofsound.files.wordpress.com/2017/01/singles-soundtrack.png
0 komentarze:
Prześlij komentarz