Tytuł: Na granicy
Rok produkcji: 2016
Gatunek: Thriller
Reżyseria: Wojciech Kasperski
Scenariusz: Wojciech Kasperski
Produkcja: Polska
W rolach głównych: Marcin Dorociński, Andrzej Chyra, Andrzej Grabowski
Jest zima. Po śmierci żony Mateusz (w tej roli Andrzej Chyra) chce zacieśnić swoje relacje z synami i wybiera się z nimi w Bieszczady. Początkowo przyjeżdżają do stacji straży granicznej, a następnego dnia wyruszają w góry, na szlak, który w zimie jest zamknięty. Na końcu trasy jest stare więzienie i wartownia, w której będą spać. Następnego dnia do wartowni przychodzi mężczyzna, przemoczony, wyziębiony i poobijany. Zmartwiony Mateusz i jego synowie zabierają mężczyznę do środka, aby mógł się ogrzać i dojść do siebie. W jego plecaku znajdują broń, a Mateusza nie pokoi fakt, że nieznajomy szeptał: "Zostawiłem ich. Zostawiłem ich tam." Mężczyzna podejmuje trudną decyzję i zostawia synów samych w towarzystwie nieznajomego. Ani on, ani chłopcy, ani nieznajomy nie wiedzą co się wydarzy. Czy ojciec wróci? Czy nieznajomy jest tylko zbłąkanym turystą, któremu broń ma służyć do obrony przed zwierzętami? Czy nastolatkowie podczas nieobecności ojca są w niebezpieczeństwie?
***
Jeden z moich ulubionych filmów. Czekałam na niego długo, ale gdy w końcu go oglądnęłam, to mówię Wam, jeszcze 15 minut po seansie trzęsły mi się kolana jak galareta na wietrze, a jestem fanem kina akcji i thrillerów.
Po pierwsze: Podziwiam odwagę Wojtka Kasperskiego, który zebrał ekipę i poszli w zimie w Bieszczady, tam w chacie kręcili 90% filmu, gdzie zdołała pomieścić się cała ekipa, a w trakcie filmu zobaczycie jaka ta chata jest mała.
Po drugie: Kręcenie filmu w górach, w zimie. Wiecie ile trudu trzeba sobie zadać, żeby zdobyć wszystkie zgody, pozwolenia i tym podobne sprawy? A tu 60 osób idzie/jedzie w góry i kręci film, pełnometrażowy, na małej przestrzeni, bo w sumie większość akcji dzieje się w chatce.
Po trzecie: Dorociński to aktor o stu twarzach. Potrafi zagrać przemytnika, fotografa, kochanka, policjanta, misiowatego męża, nauczyciela aktorstwa, nie wiem ko go jeszcze, ale za co się ten facet nie weźmie to i tak wypada w tym super. Tym razem też tak jest. W kinie, w którym oglądałam film było spotkanie po projekcji właśnie z Panem Marcinem i Bóg mi świadkiem nie mogłam uwierzyć, że ten sympatyczny człowiek, siedzący w kameralnej sali, która wypełniona jest po brzegi, to ta sama osoba, którą dosłownie kilka minut wcześniej widziałam na ekranie. To było przerażające, ale w pozytywny sposób, nie umiem tego wytłumaczyć, w każdym razie Marcin Dorociński to kameleon. Na prawdę.
Po czwarte: Napięcie jest tak ogromne, że w kinie wyrwało mi się: No dalej, zabij go! Ludzie musieli się na mnie dziwnie popatrzeć... ale to nie ważne, przecież sztuka ma wywoływać emocje, prawda?
Po piąte: Dominacja niskiego klucza i tutaj też chwała za to reżyserowi, bo to dodaje dużo punktów do wizualnego wydźwięku filmu. Niski klucz to szczegół techniczny, wykorzystywany przeważnie w horrorach, jednak tutaj to daje genialny efekt, na prawdę genialny.
Po szóste: To nie film dla każdego. Jest w nim przemoc, bezwzględność człowieka wobec zwierząt, bezsilność i granie na uczuciach drugiej osoby, a i dla niektórych akcja ciągnie się i ciągnie, aż do pewnego momentu, bo potem "jest już z górki". Ja jednak uważam, że to świetne podejście.
Jak Wy oceniacie Na granicy? Czekam na Wasze komentarze.
Dream Wave
źródło grafiki: http://www.2016.tarnowskanagrodafilmowa.pl/media/nagranicy.jpg
0 komentarze:
Prześlij komentarz